Ale to była przygoda. Sam fakt, że decyzja o kierunku, a potem o wzięciu rowerów, została podjęta momentalnie (skoro wypadł nam Kirgistan), zapowiadał mnóstwo emocji. I tak było. Ponad 600 kilometrów z sakwami w słońcu, deszczu, pod wiatr, z pomocą od przypadkowych ludzi (adoptowali nas raz Islandczycy, raz Niemcy). Pierwsze przymrozki już pod koniec sierpnia. Czas zakochania w muffinach i hot-dogach, lodowiec, gejzery, gorąca rzeka koło Hveragerdi, całe mnóstwo pięknych widoków. Piękna podróż w najlepszym towarzystwie. Trzeba tam wrócić!
Jedna myśl