Już ponad miesiąc od powrotu i cały czas nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie „co było najfajniejsze?”. Czy sam fakt podróży, czy może zobaczone tam miejsca, trasa, ludzie? Ciężko wybrać. Zobaczymy co wyjdzie w punktach.
1. Kilka drobiazgów. Lot tam to ok. 22 godzin (bez przestojów). Przesunięcie czasowe +12h. Kilka wysp, w tym największe: północna i południowa. Ruch lewostronny. Niby półtora miesiąca, ale żeby to jakoś sprytnie ogarnąć wybór padł na południową. Na tydzień przed ziemia zatrzęsła się w Kaikoura, więc była szansa, że nie da się tam dojechać. No to w drogę!
2. Ciężko napisać, które z tych miejsc było najfajniejsze/najpiękniejsze/naj…, często też na odbiór wpływała pogoda, która zdecydowanie zasługuje na swój osobny punkt. Temperatura, w zależności od miejsca, wahała się od 4 do 30 stopni (zaważyły też względy geograficzne), pozostałe warunki zmienne jak w górach. Wiatr potrafił całkiem solidnie rozbujać campera. Od śniegu po kąpiele w oceanie i jeziorach.
3. Zdecydowanie można podzielić tę wyspę na dwie historie – miasta i wszystko, co poza nimi. Dzieje się to wszystko na dwóch prędkościach. Same skupiska są strasznie rozległe, bez samochodu/roweru ani rusz. Z drugiej strony jest tych miast mało (tak jak ludzi tam). Z trzeciej wyglądają trochę jak efekt zmieszania starej Anglii z Azją. Jak na ilość ludzi mają bardzo dobrze rozwinięte usługi turystyczne (podobno Władca Pierścieni bardzo pomógł).
4. Ludzie. Mili i otwarci, pomocni. Gdzieś tam na pewno bardzo mocno trzymający się zasad, które sami wyznaczają, ale nie przeszkadzało to tak bardzo jak wcześniej. Tylko czasem, tylko na małą skalę. Miejsce spokojnej starości. Z drugiej strony bardzo rozwinięte wszelkie sporty. od surfingu poprzez rowery do szlaków trekkingowych. Narty i wspinaczka. Siłownie i bieganie, paralotnie i SUPy, konie i motocykle. Co sobie wymyślisz, to będzie.
5. Plan? Był – nie spędzić całego dnia w camperze, nie robić planów, nie spieszyć się. Wyszło? Z wyłączeniem dwóch dni, kiedy pogoda nie sprzyjała i nie chciało się siedzieć w miejscu. Zaskoczenia po drodze? Dłuższe przestoje, bo miesce się spodobało? Po tygodniu w zasadzie każde miejsce takie było.
6. Sandflies. Ślowo klucz, żeby opisać jedyną rzecz utrudniającą wszystko. Fiordland i okolice Quennstown jest ich pełne. Albo masz coś świetnego, żeby się nie zbliżały, albo się chowasz. Gryzą. Ślady zostają długo. Bardzo długo. W perspektywie całej podróży – bez znaczenia.
7. Kaikoura dała szanse na pływanie z delfinami w ich naturalnym środowisku. Śmieszne, że one reagują jak się im śpiewa. Niesamowite.
8. Marlborough. Podobno wino miało się nie przyjąć. Jednak się udało i to bardzo. Kea i Kiwi. Śmieszne i mądre (przynajmniej Kea). Góry i plaże. Jeziora i wodospady. Lodowce i ocean. Strasznie dużo różnorodności jak na jedną wyspę.
9. A właściwie jak wyglądała trasa? Christchurch – Lake Tekapo – Lake Pukaki – Oamaru – Moeraki – Portobello – Tunnel Beach – Nugget Point – Bluff – Te Anau – Millford Sound – Queenstown – Wanaka – Fox Glacier – Hokitika – Nelson – Marahau – Abel Tasman – Pohara – Puponga – Wharariki Beach – Havelock – Blenheim – Hanmer Springs – Kaikoura – Christchurch. 36 dni w drodze, do tego parę dni w Christchurch i Auckland.
10. Starczyło czasu na wszystko? No nie do końca. Wrócimy tam? Na pewno.
11. Następne części to już same zdjęcia, jak już w końcu uda się je przebrać.